sobota, 23 lutego 2013

Marzenia - ściętej głowy I

Coś było nie tak! Kiedy wkładałem klucz do zamka w moich frontowych drzwiach, ogarnęło mnie dziwne, niepokojące uczucie.

Jak czuje się człowiek okradziony z marzeń?
Jak czuje się człowiek okradziony z marzeń? / fot. Rex Features/East News
Poczułem słabość w dołku, serce zaczęło mi walić młotem, a ręce i nogi dygotały, jak w febrze. Otworzyłem drzwi i ostrożnie wszedłem do środka, ale wcale nie poczułem się lepiej. Wręcz przeciwnie. Rozejrzałem się, byłem w swoim własnym domu, wszystko było na swoim miejscu, ale cały czas nie opuszczało mnie owo niepokojące uczucie. Co więcej, wzmagało się z sekundy na sekundę.
A potem zauważyłem, że miejsce, gdzie stał magnetowid - tuż pod telewizorem - było puste.
O, nie! - pomyślałem - Co jeszcze ukradli?
Łapać złodzieja!
Ktoś włamał się do mojego domu, splądrował go, grzebał w moich rzeczach, w rzeczach mojej żony, a nawet połakomił się na rzeczy moich dzieci.
Jeśli coś podobnego przydarzyło się i tobie, prawdopodobnie nigdy nie zapomnisz tego, co wówczas czułeś. Ja na pewno nie.
Kiedy dziś wspominam owo zdarzenie, to mimo, że upłynęło już wiele lat, ogarnia mnie uczucie zagrożenia, które poczułem tamtego dnia. Było to okropne wrażenie i wciąż nie traciło swej siły. Czułem się poniżony i wściekły z powodu pogwałcenia mojej prywatności i że byłem kompletnie bezsilny.
Dziś wiem, że tak czuje się człowiek okradany
Uczucie to zwykle towarzyszy nam, gdy zostajemy okradzieni z rzeczy materialnych, które w moim przypadku udało mi się odkupić w ciągu kilku dni. Jednak wyobraźcie sobie, jak mocno bylibyście wstrząśnięci, gdyby ktoś ośmielił się ukraść wam coś tak prywatnego, i cennego jak wasze marzenia. A przecież tak właśnie się stało.
Ktoś, a właściwie cała banda ktosiów skradła nam nasze marzenia sprzed nosa.
Nasze nadzieje, marzenia i sny o jutrze, zostały nam odebrane przez grono podstępnych i wpływowych oszustów bogacących się naszym kosztem. Co gorsza okradli nas nawet ze złudzeń, bo dziś, jeżeli przeczytaliście już którykolwiek z artykułów, jakie wam polecam, to sami widzicie z jaką zaciętością, z jakim zacietrzewieniem bronicie swoich racji, że niby to można spełniać swoje marzenia z pracy dla kogoś, z pracy na etacie czy z pracy we własnej firmie. Próbujecie przekonać sami siebie, że to właśnie ja próbuję nabić was "w butelkę". A ja tylko twierdzę, że...
Nasze marzenie stało się mitem
Marzenie to bajka: 
  • Nie dlatego, że nie jest rzeczywiste...
  • Nie dlatego, że powstało w przeszłości...
  • Również nie dlatego, ze więcej już nie można osiągnąć...
  • I wcale nie dlatego, że nie jesteśmy go warci. Bynajmniej!
Marzenie stało się mitem, bo sposób, w jaki zostaliśmy wychowani i sposób jego realizacji, którego nas nauczono, okazują się już nieskuteczne.
Co więcej, wszystkie frazesy - przez naszych "nauczycieli" nazywane "złotymi myślami" typu: "Skończ studia i pnij się po szczeblach kariery", "załóż własną firmę i spełnij swoje marzenia" - to jest podstęp. Powiem więcej – to jest jedno wielkie oszustwo!
Dla coraz większej liczby ludzi, sposób ten okazał się kłamstwem, wyzyskiem, spiskiem tych na górze, wykorzystujących nas do pracy wyrobniczej, do poświęcenia nieproporcjonalnej ilości naszego czasu za marne wynagrodzenie, tylko po to, by oni mogli się bogacić!
Przyjrzyjmy się, ile pieniędzy wypłacają sobie posłowie, senatorowie, członkowie rządu, spółek Skarbu Państwa i wcale nie mam tu na myśli samych tzw. pensji podstawowych, ale przede wszystkim, jakie sami sobie wypłacają premie... milionowe premie. Czy to robotnik kopalni "Bytom" wymyślił milion, albo trzy miliony odprawy dla odchodzącego dyrektora PZU, TVP czy Orlenu?
Powiedzmy sobie, za co tak potężne pieniądze biorą nasi Europosłowie? Samo myślenie o tym przywołuje te same wrażenia, jakie odczuwałem, gdy mój dom został okradziony...
Z jednym wyjątkiem. Nie czuję się bezsilny. Teraz już nie. A dlaczego? Bo wiem, że nic nie da wprowadzanie na te miejsca posłów, senatorów, czyli tych, którzy winni to prawo zmieniać, innych ludzi, bo każdy, jak widać, bez wyjątku jak już poczuje "fotel" czy "stołek" i ma przed sobą perspektywę czterech lat spokojnego otrzymywania za "nic nie robienie" pensji dziesięciokrotnej w porównaniu z tą, którą otrzymywał dotychczas za ciężką pracę, nie zrobi nic, aby się tego pozbyć.
Dlatego właśnie wróćmy czym prędzej do własnych spraw, jakie mamy do załatwienia.
Zastanówmy się teraz, co dla ciebie znaczy słowo "Marzenie"?
Czy marzeniem jest pójście na studia? Być może, stało się ono marzeniem dla tej części z nas, których rodzice je ukończyli i którzy potem znaleźli pracę w swoim wyuczonym, czyli - być może "wymarzonym" zawodzie, ale czy w większości przypadków nie poszliśmy na taki, a nie inny kierunek studiów, bo na ten wymarzony niestety się nie dostaliśmy? Czy część z nas nie poszła raczej na studia, bo rodzice sobie to właśnie wymarzyli, a oni (rodzice) wymarzyli sobie dla was te studia, bo niestety sami ich nie ukończyli z różnych powodów? Bo... a to, nie było pieniędzy, a to sytuacja w rodzinie nie ta, a to wojna czy może "stan wojenny", a to bagatela – nie byli na tyle zdolni, aby się na nie dostać i teraz przelali je (te swoje marzenia) na swoje pociechy?
Przecież nasze marzenia tworzą się w początkowych latach naszego życia i wtedy praktycznie nie myślimy o przeciwnościach, jakie mogą nas spotkać. Nie myślimy również o pieniądzach, a przede wszystkim nie myślimy o tym, jak zrealizować to, co nawet nie wiemy, że może nazywać się marzeniem. Wtedy dla nas to coś nazywało się przyszłością, jutrem. Myśleliśmy wtedy, by jak najszybciej stać się "dużym" człowiekiem i mieć to, co widzieliśmy u innych i co nam się podobało.
Czy marzeniem może być znalezienie dobrej pracy? Zarabianie na życie. Czy jesteś w stanie znaleźć pracę, w której sprzedajesz swój czas w zamian za pieniądze, które cię satysfakcjonują, czyli na ile zasługujesz, które pozwolą ci się wzbogacić i dadzą ci poczucie samorealizacji i niezależności?
Co powiesz? Ale ty nie rozumiesz – ja mam stałą pracę – a inni jej nie mają, więc "chwyciłem Pana Boga za nogi". Tak i pewnie zaraz dodasz, że masz umowę o pracę na czas nieokreślony. Ja ci odpowiem – przeczytaj proszę to słowo raz jeszcze "nieokreślony", a teraz zastanów się, czy to znaczy "na zawsze"? Czy może to znaczy, że nawet jutro można ją rozwiązać?
Czy wiesz, że ponad połowa wszystkich ataków serca, zdarzających się po raz pierwszy, przypada na godziny 8-10 rano w poniedziałki? Fakt ten jednoznacznie sugeruje, ze ludzie wolą umrzeć, niż znowu iść do pracy.
Czy marzeniem może być posiadanie własnej firmy? A czy wiesz, że 90 proc. wszystkich drobnych firm rozpada się w pierwszym roku swojej działalności... a 80 proc. z tych 10, które się utrzymały nie przetrwa dziesięciu następnych lat?
Sam w swoim życiu zakładałem własną firmę około dziesięciu razy. O jednej z nich wam teraz opowiem. Był to mój powiedzmy siódmy pomysł na polepszenie sobie standardu życia, a właściwie, zdając sobie sprawę, że się starzeję i nie dam już rady długo robić tego, w czym byłem dobry i co dawało mi "jako-takie" pieniądze, postanowiłem przerzucić się na coś "łatwiejszego".
Postanowiłem otworzyć "KOMIS", bo były to czasy, w których jeszcze na naszym rynku nie było tak dobrze jak dziś, czyli postanowiłem zarabiać na pośrednictwie rzeczy używanych, albo nowych przywiezionych np. z Niemiec na handel.
Wynająłem lokal o pow. ok 50 m2, za który płaciłem co miesiąc… 1000 zł do tego dochodziły koszty za prąd i wodę i ogrzewanie - 150 zł. Otworzyłem działalność gospodarczą, czyli ZUS 550 zł, paliwo na dojazd do pracy – bo było to sąsiednie miasto 300 zł. Oto koszty ponoszone co miesiąc: 2.000zł.
Wcześniej oczywiście poniosłem koszty przystosowania i wyremontowania lokalu na cele w mojej branży za około 4.000 zł, no i żeby zacząć działalność musiałem sam zaopatrzyć się w towar do handlu, bo przecież nie mogłem otworzyć komisu i czekać, aż ktoś coś przyniesie, żeby potem to coś odsprzedać. Wydałem na ten towar około 6.000 zł. No i oczywiście jakieś 5 tysięcy wydałem na reklamę (plakaty, naklejki, wizytówki).
Jak sami widzicie praktycznie za grosze, otworzyłem swój następny własny "biznes" spodziewając się oczywiście wielkich zysków! Otworzyłem "swój" sklep - komis. Usiadłem w bardzo wygodnym fotelu za biurkiem, chwyciłem długopis i zeszyt (do spisywania danych statystycznych), uśmiechnąłem się, bo przecież duma mnie rozpierała. Sklep był tak piękny i przyciągający oko, ze spodziewałem się takiego nawału klientów, że sobie nie poradzę. Na wszelki wypadek na ten dzień poprosiłem o pomoc swoją księżniczkę i jej siostrę.
Do godziny 12.00 wypiliśmy po osiem kaw i moje damy stwierdziły, że najprawdopodobniej sam dam radę... odwiedziło nas w sumie osiem osób, w tym moi rodzice, siostra, sąsiad z podwórka i cztery osoby, które obiecały, ze coś przyniosą, bo nie mają, co zrobić z obrazem, akwarium i starym "antycznym" fotelem. Co było dalej? W pierwszym miesiącu z odsprzedaży miałem na plus 100 zł. A to znaczy, że dołożyłem 1900 zł. W drugim mój zysk był już trzy razy większy, co jednak nadał dawało mi stratę w wysokości 1700 zł. W piątym miesiącu sprzedałem samochód, żeby pokryć koszty najmu lokalu, że o ZUS nie wspomnę. W dziewiątym miesiącu miałem już 1700 zł różnicy między kupnem a sprzedażą, czyli tylko 300 zł dokładałem do kosztów, jakie ponosiłem. Pewnie się domyślacie, co działo by się dalej, najprawdopodobniej już w dziesiątym miesiącu moje zyski wyrównałyby się z kosztami i dalej byłoby już tylko lepiej,bo tak działa biznes.
Niestety ja przez ten prawie rok poza pracą miałem rodzinę, przy czym słowo "miałem" o włos by się zrealizowało. Przecież nie mogłem powiedzieć moim synom – chłopcy słuchajcie... jeszcze jeden miesiąc poczekajcie, jeszcze tylko miesiąc nie dostaniecie nic do zjedzenia, jeszcze tylko miesiąc......i już ...tatuś zrówna zysk z kosztami. Cdn.

3 komentarze:

  1. pewnie pisał bym nadal, ale tak wielkie zainteresowanie mnie powaliło....

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja czekam na ciąg dalszy... .
    Wyobrażam sobie, co czułeś, kiedy wszedłeś do mieszkania... ta niemoc, bezsilność i złość są... okropne.
    Przy okazji zapraszam Cię na mojego całkiem nowego bloga (stara Koko Country):
    www.bazgrolandia-hanki.blogspot.com
    I... głowa do góry... . Pisz... nie zrażaj się tym, że na razie "podglądaczy" jest mało... .
    Serdeczności :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Cała prawda, a to uczucie mimo moich 27 lat doznalam niejednokrotnie :(

    OdpowiedzUsuń